W sobotę armie francuska i
brytyjska, wsparte sojuszniczymi plemionami indiańskimi oraz prowincjonalnymi
oddziałami piechoty i marines zwarły się w krwawych zmaganiach w sklepie
Wargamera na Wilczej. I tym razem, aby rozmieścić siły liczone już nie w
setkach punktów ale w setkach figurek (razem na stole było prawie 300 figurek),
musieliśmy rozstawić dwa duże stoły, tak że pole bitwy miało wymiary 240x180
cm. To stałego grona graczy (Yori, Nosek, Tomek, Kadzik, Jani i Sowabud) tym
razem dołączył Mariusz „Niepokalany”, który do tej pory podrzucał nam swą
makietę fortu. Tym razem stawił się osobiście, ku przekleństwu strony
francuskiej, wraz nieprzeliczonymi z hordami Mohawków i Mohikanów. Miało to
wymierny wpływ na wynik starcia. Kluczowym momentem gry było bowiem rozgromienie
silnego oddziału mojej regularnej francuskiej piechoty przez indiańskich
kilerów Niepokalanego. Celem niezbilansowanej gry, w której nie liczyliśmy
punktów siły, było zdobycie (Brytyjczycy) lub utrzymanie (Francuzi) wioski, w
której dominował przepiękny kościół (dzieło Kadzika). Brytyjczycy byli
liczniejsi o prawie 40 figurek (jakieś 25% przewagi), ale jakby podliczyć PS,
to przewaga byłaby jeszcze większa.
Nauczka na przyszłość, jest taka,
że niezbilansowane punktowo starcia muszą być bardziej zbalansowane. To znaczy
przewaga liczebna jednej strony musi być rekompensowana przez teren (umocnienia
polowe, fort), rozstawienie początkowe (mniej korzystne dla silniejszego - u
nas akurat było odwrotnie) lub jakąś wunderwaffe (artyleria, swivel gun,
okręty, kawaleria). W każdym bądź razie porażka zmotywowała mnie do: skończenia
fortu (górne piętro i dach), rozbudowy artylerii (ciężka armata 12 funtowa, kilka
śmigownic do fortu), pomalowania kawalerii oraz zrobienia jeziora i gór. Jani
natomiast zabrał się do malowania „leśnych dziadków” z Warlorda.
Mimo rzezi jaką zgotowali nam
przeciwnicy, bawiliśmy się przednio. Mieliśmy też całkiem spore grono kibiców. Odwołano
bowiem turniej OiM na Bemowie i wielu kolegów zawitało na Wilczą licząc na
miejsce do grania. Wpadł nawet Paweł Qr, ale niestety bez figurek, a szkoda, bo
jego malowanie zawsze cieszy oko. Na koniec z większością kumpli złożyliśmy
sobie świąteczne życzenia, bo przecież wielkimi krokami zbliża się Boże
Narodzenie.
Tym razem nie wrzucam wszystkich
fotek, tylko te najfajniejsze i tylko te, na których coś niecoś widać.
On Saturday, the French and British armies, supported by allied Indian tribes,
provincial infantry and some compagnies franche de la marine were
locked in a bloody struggle
in Wargamer store. At this time, to deploy
forces counted in
hundreds of figures (there were almost
300 figures on the table), we had
to deploy two large tables, so the dimensions of the battlefield were 240x180 cm. The key moment of the game was the defeat of a strong platoon of my regular French infantry by savage Indian unit
led by Niepokalany.
The lesson for the future, is that unbalanced clashes
should to be more balanced.
I mean that preponderance of one side must be compensated by the
terrain (trenches, fort), the
initial deployment (less favorable for the stronger side – in our case it was just the opposite), or some kind of Wunderwaffe (artillery, swivel gun, gunships, cavalry). Anyway, the defeat motivated me to finish my fort
(the upper floor and
the roof), increase the power of my artillery (heavy 12-pound cannon,
several falconet for the fort) and paint a cavalry unit. I
will prepare more terrain pieces – a lake and some hills.