Wczoraj po południu spotkaliśmy się z Raleenem, Jarkiem, Sarmorem w klubie Strateg na Kredytowej, aby potestować i zapoznać się z przepisami systemu "Wrzesień 39". Było to moje drugie spotkanie z grą. W klubie przyjęli nas Robert (prowadził moją grę z Jarkiem) i Wojtek, który był mistrzem rozgrywki Raleena i Sarmora.
Aby zapoznać się z przepisami, które w ciągu minionego roku zmieniły się i zwiększyły zdecydowanie objętość, zagraliśmy małe starcie. Ja posiadałem pluton piechoty z karabinem ppanc, jednego boforsa i trzy TKS, z czego jeden miał działko. I oczywiście obowiązkowy dowódca kompanii, dowodzący zgrupowaniem. Jarek miał Niemców, składających się z plutonu piechoty z kb ppanc, sekcją granatników i plutonu czołgów (dwa Pz IIC i dwa Pz IB). Celem gry było uchwycenie i utrzymanie wioski.
W systemie wszelkie akcje (np. ruch, ostrzał, ruch połączony z ostrzałem, odwrót) następują po zagraniu karty. Ilość kart na ręku jest ograniczona i zależy od ilości własnych jednostek obecnych na stole i nacji, którą się gra. Zagraną kartę można unieszkodliwić lub przeszkodzić w wykonaniu akcji zagraniem własnej karty reakcji. Kart reakcji jest zdecydowanie mniej (ok. 1/4) w talii, i można powiedzieć, iż są one kluczowe dla rozgrywki. Słabszy gracz może bowiem przy odrobinie szczęścia szachować posunięcia silniejszego i próbować mu blokować najsilniejsze jednostki.
Czołgi Jarka poszły wyraźnie do przodu, ale czując respekt przed boforsem schowały się za domami, czając się na sposobną chwilę. Dodam tylko, że bitwa zaczęła się nalotem niemieckim, w którym straciłem sekcję kb ppanc. Samolot celował co prawda w boforsa, ale trafił w ur-a. Straciłem 1/3 obrony ppanc.
Większa część piechoty, chowając się w lesie podeszła pod prawe szkrzydło czołgów. Także tankietki ruszyły aby przeskrzydlić Niemców z drugiej strony. Bofors z jedną sekcją trzymały centrum i drogę pod ostrzałem.
Moja piechota gotowała się do ataku na czołgi wyposażona w butelki z benzyną, granaty i mnóstwo odwagi. Musiała zdać specjalny test wyszkolenia, niezbyt trudny, ale zawsze 30% szans na oblanie. Bofors miał próbować zniszczyć jeden z czołgów, aby samotny drugi pojazd pozbawiony był wsparcia bratniej jednostki. Moja drużyna natomiast mogła liczyć na wsparcie drugiej. Miałbym wówczas niewielką przewagę.
Bofors trafił. Wcześniej, pierwszy strzał do innego wozu był celny, ale zrykoszetował i spowodował tylko wycofanie się pojazdu. Tym razem się udało. Palący się panzer dymił aż miło. Piechurzy ściskali w garściach granaty i ruszyli na drugiego tanka. Jarek spanikował i rzucił kartę reakcji: odwrót, i wycofał 3 czołgi do tyłu. Byłem moralnym zwycięzcą.
Piechota w impecie zajęła pierwszy z domów, sekcja w centrum zajęła stanowiska za ogrodzeniem. Niestety nowy nalot zniszczył jedną z moich tankietek - zgadnijcie którą? Oczywiście tę z działkiem. Miałem już do tyłu 2/3 sił przeciwpancernych. Widać jak piechota niemiecka nadciąga ku wiosce.
Dwuwozowy pluton tankietek ruszył na flankę i dopadł ostrzałem dowódcę kompanii, który dla moich "karaluszków" był najbliższym celem. Newiele brakowało, a byłbym rozstrzelał cały sztab kompanii. To zaowocowałoby testem morale całego zgrupowania i możliwością wygranej.
Sztab częściowo odzyskiwał siły, a dzięki dobremu układowi kart akcji i reacji, tankietki z panzerami szachowały się przez dwie tury. W sumie to ja wyszedłem na tym lepiej, bo moje dwa małe czołgi unieruchomiły na długą chwilę trzy silniejsze wozy niemieckie. A przez to piechota niemiecka była pozbawiona wsparcia ogniowego własnych czołgów.
Bofors niezwykle skutecznie (wieczorem dopiero okazało się, że na skutek naszego błędu) ostrzeliwał niemiecką piechotę. Praktycznie rozbił jedną sekcję, druga bardzo ucierpiała w ogniu flankowym mojej piechoty. Niemcy nacierali przez czysty teren, a ja chowałem sie już w tym czasie w domach albo w lesie.
Niemcy też strzelali, widać straty mojej sekcji, wypartej z domu. Ale końcówka należała do moich piechurów, którzy zmusili ostrzałem do wycofania się w bliskim zasięgu ostatnią sekcję niemiecką, czym zmusili ją do poddania się.
Dzięki Jarku za grę. Podziękowana także dla gospodarzy.
Gra chodzi na prawdę dobrze, także na małych siłach. Zasady są proste, intuicyjne, nie sprawiają większych kłopotów. Pod koniec radziliśmy sobie już nawet bez Roberta. Oczywście błędy były (jak ostrzał boforsem piechoty 3 kośćmi, zamiast jednej), ale to też pokłosie testowych zasad (tabela, w którą patrzyłem, miała błąd).
Więcej komentarzy napiszę na forum strategie, jak trochę ochłonę. Warto naprawdę było inwestować w modele. Gra będzie sprawiała mnóstwo przyjemności.
Jestem ciekaw, jak wyglądają obecne zasady. Niestety, nie miałem szans na dotarcie do stolicy w tygodniu, więc nie dane mi było uczestniczyć w testach. Czekam na dalsze wrażenia.
OdpowiedzUsuń