niedziela, 10 listopada 2013

Sobotnia bitwa - a szombati csata

Szervusztok

Egy kis magyarázat. Belementem egy új játékba - Muskets and Tomahawks. Tök jó, egyszerre egyszerű és bonyolult skirmis, ahol 28 mm figurékkal játszunk. Nagyon élvezünk, általában ötön játszunk a Wargamer boltjában. A csata leirások angolul és megjelenítettuk két helyen - http://studiotomahawk.freeforums.org/french-scouts-vs-british-raiders-t4158.html valamint http://yori-hobby.blogspot.com/2013/11/arson.html.

Druga bitwa w tym systemie, rozegrana wczoraj w naszym „stałym” gronie – Yori i Qr jako Anglicy, a Kadzik, Jani-bej i ja jako Francuzi. Bitwę przegraliśmy, niejako o włos (no, może gruby włos, ale jednak włos). Siły punktowo były wyrównane, z tym że mieliśmy jedną jednostkę mniej, za to nasze były liczniejsze. Anglicy mieli zdecydowanie więcej Indian, my tylko jeden warband, który niestety źle wystawiony na samym skrzydle dostał od razu boczny ogień i uciekł w ciagu pierwszych 5 minut gry. Nauczka na przyszłość to nie stawiać Indian na skrzydle i mieć więcej niż ich jedną jednostkę. Po ucieczce naszych indiańskich „sojuszników” z talii wypadły wszystkie nasze karty indiańskie i przeciwnicy mieli bardzo często opcje niemalże ciągłego, nieprzerywanego ruchu swoimi Indianami.

 
 
 
 

Mieliśmy rozpoznać teren, a Anglicy spalić wioskę. Wieś została ubezpieczona siłami głównymi – dziesiątką regularnej piechoty z pułku Guyenne i oficerem, jednostą nieregularnych Francuzów oraz warbandem Indian. Lewe skrzydło tworzyły dwie grupy marines Kadzika. Pole bitwy przecinała mała rzeka, częściowo porośnięta szuwarami. Także Yori umieścił gros swych sił na przeciw wioski, Qr ubezpiezał własne prawe skrzydło Indianami.

 
 
 
 
 
 

Jani-bej, główny nasz kostkowy, miał w sobotę dużo lepszy dzień. Szczypał na dalekim dystansie Indian i Szkotów, którzy podchodzili pod nasze pozycje, zdziesiątkował także brytyjskich rangesów. Nasza piechota linowa zajęła przesmyk między dwoma domami. Yori wykonał wówczas unik i chronił się góralami za jednym z domów, nie chcąc ryzykować starcia na odległość z liczniejszym przeciwnikiem, dowodzonym przez oficera. Francuzi rozgonili ogniem jeden z indiańskich warbandów, a traperzy rozstrzelali osamotnionego dowódcę angieskich wojsk nieregularnych. Sytuacja wyglądała na opanowaną.

 
 
 
 
 
 
 

Na naszym lewym skrzydle w tym czasie wiele się nie działo i marines nie wykazywali inicjatywy, co się srogo na nas zemściło. Ponadto wycofanie się Szkotów spowodowało, że francuska piechota liniowa nie miała w kogo strzelać i zdecydowałem się wyjść za płotu na środek wsi. To był błąd. Potem nastąpiło bowiem ciągnięcie od rząd wszystkich chyba kart angielskich Indian, którzy szybko podeszli i kombinowanym ostrzałem i walką z kilku stron zdziesiątkowali nasze siły główne. Obie strony poniosły duże straty. Indianie podpalili w tym czasie pierwszy z budynków. Pozostali przy życiu Francuzi schronili się w jednym z domów, a napastnicy podpalili drugi z budynków.

 
 
 
 
 

W tym czasie ruszył Kadzik, rozbijając Indian Qra i przechodząc przez rzekę. Nie tylko zagrozili tyłom Anglików, ale rozpoznał trzecią ćwiartkę i podchodził na czwartą, ostatnią, którą mieliśmy rozpoznać. Niestety, brak sił w naszym centrum spowodował, że Anglicy mogli się podzielić, aby pokonać francuskich traperów oraz próbować zatrzymać naszych marines. Ostatnia dwójka regularnych Francuzów wybiegła z domu, zaatakowała trzykrotnie liczniejszych rangersów zatrzymując ich. Resztka traperów utrzymywała się jeszcze jakiś czas za zgliszczami domostwa. Niestety mimo rozpoznania ostatniej ćwiartki, mieliśmy za duże straty, aby wypełnić wymogi scenariusza. A zabrakło na prawdę niewiele.

 
 
 
 

Przegraliśmy niewiele. Walka trwała do samego końca. Kadzik dostał wypieków, Jani zapomniał, że jest głodny, razem z Yorim kilka razy zapomnieliśmy cykać fotki. Wnioski z bitwy - o Indianach już pisałem. Najlepiej mieć dwie jedostki regularnej piechoty. Jest ona powolna, ale ostrzał salwą – morderczy. Ponieważ ma jednak tylko dwie aktywacje, musi być ubezpieczana. Jak są dwie obok siebie – ubezpieczają się wzajemnie. U nas tak się złożyło, że ubezpieczenie albo uciekło, albo akurat straciło skuteczność (traperzy ma prawy skrzydle). Należy atakować jak się ma coś rozpoznać – zbrakło nam tej kadzikowej ofesywy. Jakby była ruch wcześniej, może nie wszyscy Indianie Yoriego i Qra atakowaliby Francuzów. Trzeba grać do końca – kadzikowa ofensywa mocmo nastraszyla naszych przeciwników, którzy do samego końca nie mogli być pewni wygranej. Przewidywać ruchy przeciwnika – manewr Szkotów uchodzących z linii ognia, mądry, ale przez potomnych oceniony jako trzórzliwy, zupełnie mnie zaskoczył i nie byłem na to przygotowany, co spowodowało pochopne, jak się okazało, opuszczenie dobrej pozycji. I ostatnie – trzeba mieć armatę.

3 komentarze:

  1. Ciekawy raport i ładne zdjęcia. Jak na skirmish to całkiem sporo modeli na stole. Jakiej wielkości było pole bitwy? I jakie są zasięgi przy strzelaniu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszkiety i łuki strzelaja na 24 cale, z tym, że zasięg bez ujemnego modyfikatora to 12 cali. Bronie ekstremalne jak sztucery to 72 cale, podobnie jak armata, która jeszcze u nas nie występuje. Tym razem stół był duży, 6 ćwiartek każda gdzie po 20-25 cali (układ 2x3) ale dokładnie nie wiem ile.

      Usuń
  2. Ponieważ historia jest pisana przez zwycięzców, potomni zapamiętają manewr Szkotów jako chytry, przebiegły tudzież mądry :)

    W żadnym wypadku tchórzliwy :)

    OdpowiedzUsuń